Franciszek Józef

Franciszek Józef

czwartek, 25 lutego 2016

Bitwa czy rzeź? Zdarzyło się 170 lat temu w Gdowie.

Bitwa czy rzeź? Zdarzyło się 170 lat temu w Gdowie.



Sporo wody w Wiśle upłynęło od czasu ostatniego wpisu na blogu. W ostatnich miesiącach zdecydowanie częściej ożywiamy nasz fejsbukowy profil, na którym pojawiają się zdjęcia, linki, czy krótkie teksty historyczne. Obiecałem jednak sobie popełnić w tym roku przynajmniej 2 artykuły, które choć niezwiązane z historią Wielkiej Wojny czy Krakowskich Dzieci, zainteresować powinny miłośników Galicji. Oba teksty łączyć będzie jedna osoba, nieznana zwykłym zjadaczom kajzerek. Odpowiednio 170 i 150 lat temu była jednak na ustach mieszkańców Krakowa. Nie uprzedzajmy jednak faktów…

Powstanie Krakowskie


Zimą 1846 roku nastroje rewolucyjne ogarnęły część mieszkańców Galicji. Przygotowywany we wszystkich trzech zaborach zryw miał tym razem objąć również warstwę najliczniejszą, czyli chłopstwo. Spiskowcy nie tylko nie chcieli popełnić błędu ostatniego powstania, lecz wprost ich celem było uwolnienie z feudalnych ciężarów włościaństwa. Nowe powstanie, czy jak chcieliby niektórzy rewolucja, miała więc nie tylko wyzwolić Polskę, ale przede wszystkim zmienić ustrój społeczny. Najsłynniejszym działaczem społecznym tego okresu był (nie wiem czy bohater, więc poprzestanę na określeniu neutralnym) młodzieniec imieniem Edward Dembowski. Szczególne umiłowanie jego postaci w poprzednim systemie (PRL) mówi nam wiele o jego poglądach, ideach i planach.  Nie on jest jednak pierwszoplanowym bohaterem naszego wpisu. 







Wybuchu powstania spodziewali się Austriacy, którzy – i tu zaczyna się ulubiona sprzeczka historyków – podburzali albo i nie galicyjskich włościan. Straszyli ich pańską kontrrewolucją oraz planami wymordowania wszystkich chłopów. W ten sposób chcieli powstrzymać falę szlacheckiego zrywu. Starali się również wyprzedzić ukłon skierowany do chłopów. Dzisiaj przychodzi nam tylko ubolewać nad stanem umysłowym polskich włościan. Zabrakło refleksji na temat tego, kto po ich śmierci miałby obrabiać pola? Tak czy inaczej, od ok. 18 lutego rozpoczęły się masowe napady na dwory. Mordowano ziemiańskie rodziny, ich oficjalistów oraz lojalnych parobków. Celem ataków był również kościół. Nie miejsce tu jednak, by szerzej omawiać czyny i grzechy współziomków Jakuba Szeli. Wydarzenie znane pod nazwą Rabacji Galicyjskiej jest obecnie dość dobrze znane, choć moim skromnym zdaniem niezbyt często przywoływane podczas szerszych dyskusji na temat przewin obcych narodów wobec Polaków. W dobie historycznej walki o pamięć pomordowanych na Wołyniu, warto zastanowić się (broń Boże nie w celu usprawiedliwianiu Ukraińców), jak niewielka jest granica pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Wszak podtarnowskie dwory łupili polskojęzyczni chłopi! 

anonim, Rabacja Galicyjska


Edward Dembowski
Nocą, z 21 na 22 lutego, Rząd Narodowy Rzeczpospolitej Polskiej ogłosił wybuch powstania. W kilku miejscach Galicji niewielkie oddziały powstańcze zaatakowały placówki austriackie i wyzwoliły kilka miejscowości (głównie w rejonie Jasła, Krosna i Dukli). Wspomniane ataki były jednak nieskoordynowane i najczęściej kończyły się porażką, lub wręcz aresztowaniami. Jednak na wieść o rozruchach austriacki generał Ludwik Collin ewakuował swoją załogę z Krakowa (do którego wkroczył 18 lutego). Tam zaś na czele Rządu stanął Jan Tyssowski ze wspomnianym Dembowskim za plecami. Kraków stał się więc centrum ruchu powstańczego, do którego napływali ochotnicy. Jednak niewielu z nich można było uzbroić – tradycyjnie częścią w strzelby i karabiny a częścią w kosy. Sformowano również „elitarny” oddział krakusów. Sformowana siła zbrojna, a właściwie tylko jej pewna część, miała okazję wziąć udział tylko w  jednej bitwie. 

Republika Wielicka 

 
Aby o niej opowiedzieć musimy najpierw przenieść się spod Wawelu do Wieliczki, ważnego górniczego ośrodka leżącego kilkanaście kilometrów na południowy-wschód od granic miasta. Mimo, że wielicka kopalna przynosiła władzom austriackim duże zyski i ich utrata mogłaby podważyć autorytet władzy, na wieść o wybuchu rewolucji w Krakowie, austriaccy urzędnicy ewakuowali się z miasta. To zaś miało wówczas charakter niemiecki, żywioł germański miał dominować. Mieszkańcy stali przed trudnym wyborem: z jednej strony powstańcy, których otwarcie wsparcie groziło srogimi konsekwencjami ze strony Austriaków, a z drugiej niepilnowani przez nikogo chłopi, od kilku dni plądrujący okolicę. Niemniej w dniu 24 lutego Wieliczka stała się celem marszu powstańców z Krakowa. Tuż przed powstańcami miasto odwiedził Dembowski, który wygłosił płomienną przemowę. Czy to na skutek jego słów, czy tez z innych powodów, w stronę Krakowa ruszył uroczysty pochód górników, urzędników i mieszkańców, którzy mieli witać na trakcie nadciągających powstańców. Wcześniej jednak ruszył z Podgórza świeżo mianowany na stanowisko naczelnika powiatu bocheńskiego Adam Siedmiogrodzki. Przerażony ruchem chłopskim „komitet powitalny”, prosił o przybycie wojsk powstańczych. Te zaś niebawem przyprowadził pułkownik Suchorzewski. W asyście wspomnianego komitetu powstańcy wkroczyli do miasta dopiero o 23.00 w nocy. Odegrano – zapewne na wielickim rynku – Mazurka Dąbrowskiego (zapamiętajmy ten epizod!) a z gmachów ściągano (nie, nie niszczono) dwugłowe orły. Miasto zasypiało pod polską strażą. 

Zamek żupny w Wieliczce - Fragment widoku miasta według rysunku Fischer-Rybickiej z 1 połowy XIX wieku; źródło: http://www.zamki.pl/

Na drugi dzień skonfiskowano kasę salinarną, w której znaleziono 120 000 złotych reńskich. Uszczupliwszy tę kwotę na bieżące wydatki, wysłano konwój z pozostałymi 100 tys. do Krakowa. Ciekawe jest regestr wspomnianych drobnych wydatków. Wiemy np., że 10 złr. zapłacono rusznikarzowi za naprawę broni a 5 złr. stolarzowi, który z desek salin (czyżby ze stempli szybu?) wykonał 150 lanc. Przez cały dzień do Wieliczki ściągali następni ochotnicy, a okoliczni ziemianie nadsyłali własną broń. Większość właścicieli nie mogła jednak pomóc, gdyż sama przeżywała męki oblężenia przez chłopów. Ostatecznie zatrzymano w szeregach tylko 35 parobczaków, gdyż dla pozostałych nie starczyło broni i żywności. Kolejnym celem ataku miała być Bochnia (miasto powiatowe), które wedle słów powracającego stamtąd powstańca, również obawiała się rewolucji. Urzędnicy pakowali w pośpiechu akta a wojsko miało ewakuować się do Tarnowa.

Akwarela Juliusza Kossaka,  Szarża krakusów na Rosjan w Proszowicach w 1846 r.

 Wyprawa na Bochnię


25 lutego liczący ok. 350 ludzi oddział: krakusów, strzelców i kosynierów wyruszył w kierunku Bochni. Dowodzący pułkownik Suchorzewski, po przebyciu ok. 10 kilometrów, zarządził nocleg w Łazanach, który przeszedł powstańcom na rozmowach, pieczeniu ziemniaków i piciu. O świcie oddział ruszył dalej, wysyłając naprzód 40 krakusów. Na trasie marszu znajdował się Gdów, który leżała wówczas na bardzo ważnej i uczęszczanej drodze z Myślenic do Bochni. Tam też chłopi zwozili pokaleczoną szlachtę, chcąc wydać ją w Bochni Austriakom. Włościanom towarzyszyło 6 austriackich szwoleżerów, z których dwóch udało pojmać się krakusom. Około godziny 9.00 Gdów został zajęty przez powstańców. Tych ochoczo powitali mieszkańcy miasteczka. Okoliczni chłopi (i zapewne wspomniani „rozbójnicy”) uszli za Rabę, tarasując wozami i drzewami jedyny most. Przed miasteczko wysunięta została linia krakusów, a wychodzące na gościniec domki zostały obsadzone strzelcami. Cześć kosynierów ulokowała się w okolicach kościoła, zaś reszta rozeszła się w poszukiwaniu prowiantu. Generalnie rozpoczęła się przedwczesna sjesta (po ok. 5 km marszu). 

W księdze parafialnej gdowskiego proboszcza ks. Ludwika Kusionowicza można znaleźć takie słowa:

Powstańcy stanęli w Gdowie pod dowództwem pułk. Suchorzewskiego, który zostawia cały oddział i udaje się do folwarku Zagaje na śniadanie. Rozłożyli swe hufce powstańcy i oddają się bankietowaniu w karczmie i graniu w karty.

Ruchy wojsk powstańczych i austriackich w dniach 24-26 lutego 1846 r.

Ludwig von Benedek



Ludwig von Benedek w 1848 r.
W tym momencie musimy przedstawić wspomnianego na początku artykułu jegomościa, Węgra z pochodzenia. Przed Państwem Ludwig von Benedek. W 1846 roku ma 42 lata i jest austriackim podpułkownikiem, któremu wyznaczono zadanie stłumienia ruchu rewolucyjnego w Galicji. Na polecenie gubernatora Galicji Ferdynanda d'Este przybywa do Tarnowa, w którym dowiaduje się o zamiarze odwrocie wojsk cesarskich z Bochni. Nie chcąc do tego dopuścić rusza czym prędzej dalej na zachód i obejmuje komendę nad wojskiem. Wbrew oczekiwaniom powstańcom, którzy jak wspomniałem, liczyli na jego odwrót do Tarnowa, postanawia wyruszyć na południowy-zachód i zamknąć nieprzyjaciela w kleszczach. Drugim ramieniem owych kleszcz miały być siły, przerażonego i przeceniającego siły rewolucji, gen. Ludwiga Colliny, który w tym czasie zajmował pozycje w okolicach Wadowic. 

Armia austriacka w latach 40 XIX wieku

 



Benedek dysponował batalionem landwery (4 kompanie po 60 ludzi) oraz 3 kompaniami (po 125 ludzi) fizylierów z 30 pułku piechoty ze Lwowa (Pułk Nugent).  Kawaleria zaś, złożona z 6 plutonów szwoleżerów, liczyła 210 szabel. Pozostawiwszy część żołnierzy na straży miasta, ruszył na czele oddziału złożonego z ok. 500 piechurów i 170 kawalerzystów na Gdów. Po drodze wokół maszerującej kolumny zaczęli gromadzić się chłopi z okolicznych wiosek: Marszowca, Nieznanowic i Pierzchowic. Benedek nie do końca im jednak ufał, słusznie wątpiąc w ich bojową wartość. Przyłączył więc ich w swej masie do niewielkich oddziałków regularnych (w tym 10 konnego oddziału kadeta Czesława de Janota Bzowskiego) i wysłał na prawą stronę. Manewr ten miał na celu otoczenie lewej flanki powstańców. 

Bitwa pod Gdowem  

 

Nie można odmówić powstańcom zaniechania ubezpieczenia czy braku pikiet pod bronią. Zapomniano jednakże o rozpoznaniu, nikt nie wysłał żadnego patrolu w kierunku Bochni, a więc po głównej drodze. Odległość pomiędzy Gdowem a Bochnią wynosi tylko ok. 15km, co najmniej więc połowę tej trasy można było w ciągu godziny sprawdzić krakusami. 

Benedek nie znał dokładnej liczby powstańców, zapewne jak każdy wódz tłumiący rebelię, przeceniał jej siły. Zaatakował gwałtownie ustawioną w tyralierę piechotą. Strzały odpędziły wysuniętych przed miasteczko krakusów. Ci zaś w popłochu przemknęli przez Gdów siejąc popłoch wśród pozostałych jeźdźców. Wypadający z karczmy pozostali kawalerzyści dopadli swoich wierzchowców i tłumnie ruszyli na zachód. Żaden z nich nie pomyślał o stawieniu oporu. Bez oddania strzału pozostawili swoich kolegów z piechoty. Jak wspominają uczestnicy, ścisk na drodze był ogromny, jeźdźcy nawzajem się taranowali i zrzucali do rowów. 

Tymczasem na skraju miasteczka piechota oddała dwie rotowe salwy w kierunku okien, aby zniechęcić strzelców do stawiania oporu. Podobnie jak krakusi nie mieli chyba jednak takiego planu. Niemniej Polacy być może oddali kilka salw w kierunku wroga, gdyż wspomina o tym raport austriackiego dowódcy:

We wsi witał nas żywy ogień z domów. Tyralierzy z oddziałem posiłkowym kapitana reschke z furia zdobywali domy, a stary kapitan Wurzinger ściągnięty został do pomocy. (...) wielka była wrzawa i furia idących do szturmu żołnierzy z pułku Nugent.  

Kto wie, czy opis ten nie powstał na potrzeby podniesienia swoich dokonań w oczach przełożonych? Wszak Benedek był wówczas tylko skromnym podpułkownikiem. 

O oporze nie myśleli chyba również kosynierzy, którzy w okolicach cmentarza zaczęli składać broń. Spadła jednak na nich nawałnica cepów, kos i wideł chłopów, którzy obeszli miasteczko od prawej strony. W mgnieniu oka wymordowano prawie wszystkich powstańców. Nie oszczędzono nawet młodzieńców - Bogu ducha winnych mieszkańców Gdowa. Tylko nielicznych udało uratowali austriaccy oficerowie (powstańcy mieli im za to później dziękować). Rannych wyrywano z rąk chłopów i chowano między szeregami piechoty.  W ten sposób miało się uratować 59 powstańców. Sam Benedek w raporcie wspominał:

(...)Kosynierzy, przyciśnięci do muru cmentarnego przez bandy chłopskie, próbowali rozpaczliwie się bronić. Szybko jednak stracili nadzieję i rzucili na ziemie kosy, błagając o litość. Niestety, na oprawcach nie robiło to najmniejszego wrażenia i zostali wycięci przez chłopów(...)

Wspomniany już proboszcz zapisał zaś:

Konni powstańcy pobrawszy konie nie czekali ataku, uciekli ku Wieliczce. Reszta nabranych ludzi z Krakowa, Podgórza i Wieliczki rzuciła broń. Co mogło, uciekało. Reszta zaś najokropniej, bez pardonu zamordowana została w małej części od wystrzału wojska, a w większej zaś od cepów i wideł. Krzyk, lament i narzekania śmiertelne. Pierzchających w różne strony: ku Rabie, Fałkowicom i Kunicom powstańców pieszych chwytali chłopi, jednych na miejscu bili, innych obdarłszy pędzili do Gdowa. Przyprowadzali również do kościoła, gdzie następnie zażarte chłopstwo bez miłosierdzia mordowało. Były sceny, których wzdrygam się tu nadmieniać, dosyć powiedzieć, że okrucieństwo przechodziło wszystkie pojęcia. Pozabijanych, poobdzieranych do naga trupy zalegały gościniec w Gdowie. Był to widok straszny, gdy tedy już w Gdowie rozpędzono i pozabijano powstańców, odeszło wojsko z chłopami do Wieliczki. Małe oddziały chłopów pozostały, aby szukać po domach broni i powstańców.

Klęska była zupełna a straty olbrzymie. Główne siły krakowskich powstańców zostały rozbite, z czego ok. połowa zginęła. Raporty austriackie nie notują ani jednego rannego żołnierza po swojej stronie a jedynie okaleczonego konia (sic!). Przez cały dzień chłopi wyłapywali ukrywających się powstańców. Jednego z nich znaleziono dopiero wieczorem. Od śmierci uratował go znów austriacki oficer, który wedle rozkazu pilnował pozostawionych w Gdowie bagaży wojska (wozy, na których zwyczajowo są transportowane, wykorzystano do przewiezienia jeńców do Bochni). 
Mieczysława Wątorski, Bitwa pod Gdowem 1846, obraz mieści się w CK w Gdowie; źródło: www.eksploratorzy.com.pl
 Zupełnie niepotrzebnie współcześnie wizja bitwa została trochę wypaczona. Właściwie już pierwszym grzechem jest nazywanie tego wydarzenia "bitwą". Lepszym słowem byłaby "masakra" czy "rzeź". Przykładem (dosłownym) malowania od nowa historii 26 lutego jest powstały w Gdowie obraz prof. Mieczysława Wątorskiego, na którym widać zdyscyplinowaną linię strzelców i kosynierów, którzy przyjmują natarcie wroga na przedpolach miasteczka (w  tle kościół). Również obecność krakusów jest wątpliwa, którzy jak pamiętamy, powinni być już dobra milę od miasta.

Po krótkim odpoczynku wojsko Benedeka ruszyło w dalszą drogę ku Wieliczce. Uzbrojone na powstańcach chłopstwo planowało dać upust swojej nienawiści po raz kolejny. Spychane przez cesarską armię z gościńca ruszyło, niczym szarańcza, na przełaj przez pola i lasy. Benedek odesłał 16 kawalerzystów do pilnowana tej zgrai i uniemożliwienia im zajęcia miasta przed głównymi siłami. Przez Wieliczkę tymczasem przelecieli Krakusi, którzy swoją ucieczką przerazili pozostałych powstańców i mieszkańców. „Już wszystko stracone” – mięli krzyczeć. Ci, co nie uciekli w ślad za jeźdźcami, szukali rozpaczliwie schronienia. Dwóch powstańców miało się spuścić w otchłań kopalni. Ci, którzy zdecydowali się pozostać, energicznie montowali na stare miejsca dwugłowe cesarskie orły. Wkraczającego do miasta Benedeka powitała procesja z miejskimi władzami, duchownymi z przenajświętszym sakramentem oraz bractwem i górnikami na czele. Podpułkownik wysłuchał cesarskiego hymnu i zapewnił przedstawicieli, że nie muszą lękać się o swoje bezpieczeństwo. To zaś gwarantowało powstrzymanie przez rakuskie wojska chłopów, którzy próbowali wtargnąć do Wieliczki. Dzień 26 lutego zakończyłby się dla mieszkańców spokojnie (pomijając hiobowe wieści o gdowskiej klęsce), gdyby nie czyn zdesperowanego cyrulika Ciepłego, który z okienka swojego strychu zaczął razić do żołnierzy. Dom został wzięty szturmem a Ciepły i trzej towarzyszący mu mężczyźni zabici. Incydent ten nadszarpnął zaufanie dowódcy do mieszkańców miasta. 

Wyprawa na Bochnię zakończyła się całkowita klęską powstańców. Nie tylko ich siły nie zagroziły powiatowej miejscowości, nie tylko zostały niemal całkowicie rozbite, ale utracono również dopiero co zajęte tereny na południe od Krakowa. Inicjatywa przeszła w ręce austriackie. O następstwach bitwy gdowskiej napiszę w drugiej części artykułu

Tymczasem w samym Gdowie zaczęto chować poległych. Łącznie 154 ciał wrzucono do glinianek znajdujących się na pobliskich pastwiskach.  Nawet podczas Wiosny Ludów w 1848 roku nie udało się postawić żadnego monumentu. Dopiero po 60 latach, a więc w 1904 roku, mieszkańcy otrzymali zgodę na ufundowanie pomnika na gdowskim cmentarzu. Obecnie dominuje on w krajobrazie nekropoli i przypomina mieszkańcom o tragicznych wydarzeniach sprzed 170 lat. 

Mogiły powstańców; litografia z 1848 roku




Pomnik na cmentarzu w Gdowie wystawiony w 1906 roku; źródło: www.eksploratorzy.com.pl
Zapewne o Gdowie słyszał Kornel Ujejski, który napisał słowa do muzyki stworzonej zaraz po upadku powstania przez Józefa Nikorowicza. Słowa te to słynna pieśń Z dymem pożarów, która chyba nie do końca zrozumiała, była śpiewana przez następne 170 lat.

Z dymem pożarów z kurzem krwi bratniej
Do Ciebie Panie zanosimy głos.
Skarga to straszna, jęk to ostatni
Od takich modłów bieleje włos.
My już bez skargi nie znamy śpiewu,
Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń
Wiecznie, jak pomnik Twojego gniewu,
Sterczy ku Tobie błagalna dłoń.

Ileż to razy Tyś nas nie smagał,
A my nie zmyci ze świeżych ran,
Znowu wołamy: „On się przebłagał,
Bo On nasz Ojciec, bo On nasz Pan!”
I znów powstajemy w ufności szczersi,
A za Twą wolą zgniata nas wróg,
I śmiech nam rzuca, jak głaz na piersi:
„A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg!”.

I patrzymy w niebo, czy z jego szczytu
Sto słońc nie spadnie wrogom na znak?
Cicho i cicho... pośród błękitu,
Jak dawniej buja swobodny ptak.
Owóż w zwątpienia strasznej rozterce,
Nim naszą wiarę ocucimy znów,
Bluźnią ci usta, choć płacze serce,
Sądź nas po sercu, nie według słów!

O, Panie! Panie! Ze zgrozą świata!
Okropne dzieje przyniósł nam czas;
Syn zabił ojca, brat zabił brata,
Mnóstwo Kainów jest pośród nas.
Ależ o Panie! Oni niewinni,
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
Inni szatani byli tam czynni,
O, karaj rękę, nie ślepy miecz!

Patrz, my w nieszczęściu zawsze jednacy,
Na Twoje łono do Twoich gwiazd,
Modlitwą płyniemy, jak letni ptacy,
Co lecą spocząć wśród własnych gniazd.
Osłoń, nas osłoń, Ojcowską dłonią,
Daj nam widzenie przyszłych Twych łask;
Niech kwiat męczeński uśpi nas wonią,
Niech nas męczeński otoczy blask!

I z archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy wszyscy na krwawy bój,
I na drgającym szatana ciele
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!
Zbłąkanym braciom otworzymy serca
Winę ich zmyje wolności chrzest;
W ten czas usłyszy podły bluźnierca
Odpowiedź naszą: „Bóg był i jest!”



POLECANA LITERATURA:

  • Bolesław Limanowski, Historja ruchu rewolucyjnego w Polsce w 1846 r. Kraków 1913
  • Józef Wawel-Louis, Kronika rewolucyi krakowskiej w roku 1846, Kraków, 1898
  • Maria Szypowska, Edward Dembowski 1822-1846, Warszawa, 1973

ŁUKASZ WRONA