Wiernopoddańczy blog galicyjski zaprasza na nieco chaotyczną prasówkę z dnia 28 lipca 1914 roku.
28
lipca 1914 roku, tuż po godzinie 17.00 do wiadomości publicznej została podana
informacja o oficjalnym wypowiedzeniu wojny Serbii.
Czas, 28 lipca 1914 roku
Nikt nie spodziewał się, że
konflikt potrwa ponad 1500 dni i pochłonie miliony ofiar. Nie bądźmy jednak
utrwalaczami typowych sloganów mówiących o zupełnym zaskoczeniu skalą wojny.
Oczywiście wojskowi jak i bardziej zorientowani mieszkańcy Europy przeczuwali,
że Bellona nie poprzestanie na związaniu walką Habsburgów i
Karadziordziewiciów. Już 28 czerwca w Ilustrowanym Kurierze Codziennym, można
było trafić na taki oto fragment:
Ilustrowany Kurier Codzienny, 28 lipca 1914 roku
Zaangażowanie się Rosji po stronie Serbii było prawie, że pewne. W końcu nie od wczoraj wiedeńscy sztabowcy mieli przygotowane dwa plany mobilizacyjne - "A" i "B". Pierwszy na wypadek wojny z samą Rosją, a drugi uwzględniający kampanię bałkańską. I to właśnie ten drugi wariant musiał być wdrażany od 28 lipca. W prasie galicyjskiej, można było w ciągu kilku najbliższych dni poznać strukturę i analizę armii serbskiej.
Ilustrowany Kurier Codzienny, 28 lipca 1914 roku
Nie brakło też studium nad siłami mikroskopijnego sojusznika Belgradu - Czarnogóry:
Ilustrowany Kurier Codzienny, 28 lipca 1914 roku
Tymczasem przeciwko bałkańskim nieprzyjaciołom monarchii, cesarz musi przeciwstawić własny naród. Decyzja o mobilizacji została podjęta. Lud został poinformowany (aczkolwiek na słynną Odezwę do moich ludów jeszcze przyjdzie czas!)
Co na to Polacy z Galicji?
Kraków huczy od patriotycznych manifestacji i wojennych uniesień. W satyrycznym ujęciu IKC wyglądało to tak:
Chyba każdy zna to powiedzenie.
Pewnie co trzeci statystyczny Polak byłby w stanie przytoczyć jakąś ciekawą
opowiastkę z długoletniej historii wspólnych bojów – a to rodzinną tradycję
1848 i 1849 roku, anegdotkę o madziarskich ochotnikach w jakiejś rozbitej
partii powstańczej z 1863 roku, Węgrach w Legionach Polskich czy w końcu
przychylnym polskim partyzantom sojusznikom Hitlera. W wielu artykułach,
internetowych wpisach czy w publicystyce – zwłaszcza narodowej – podkreśla się
ów wzajemny szacunek. Czy jednak zawsze tak było? Czy Węgrzy zawsze mieli w
Polsce i u Polaków dobry PR? Dzisiejszy wpis będzie miał charakter
kontrowersyjnego przyczynku, a może tylko wstępu do dyskusji czy poszukiwań
kolejnych relacji. Będę o tyle niewiarygodny, że wykorzystam dziś nie źródła, a
powiastkę w formie pamiętnika. Jej autorem jest jednak weteran pierwszej wojny
i znany legun – Andrzej Strug. Kto z
Was czytał Odznakę za wierną służbę?
Andrzej Strug, anonim
Skarga pierwsza
Wysokie Litewskie, sierpień 1915 r.
Dywizjon i półbateria konna stoją w parku w pogotowiu, a ja zakradłem się
między oficerami do pałacu i piszę te słowa w przepięknej bibliotece, rozparty
jak hrabia w cudownym fotelu. Z okna widok na miasto w płomieniach, aż tu
dochodzi huk ognia jak z jakiegoś potwornego pieca. Ciężkie baterie walą w
płonące miasto, wpark i w pałac.
Na dole w salonie porucznik gra Chopina na fortepianie, który spłonie
wraz z całym pałacem, gdy tylko trafi pierwszy granat.
Pałac Sapiehów w Wysokim Litewskim, rysunek Napoleona Ordy z lat 70 XIX wieku
Wokoło wielopiętrowe półki, pełne książek we wszystkich językach. Tysiące
wspaniałych dzieł, cenne obrazy czekają na celny pocisk, żeby spłonąć do
szczętu. Czekają w pałacu starożytne meble, makaty, kobierce, portrety
przodków, pamiątki i relikwie, kryształowe naczynia w dębowych kredensach –
bezmierne wielkopańskie skarby, uzbierane w ciągu pokoleń. Takie już prawo
wojen.
Ogromna biblioteka czeka na swój los w skupieniu i zgrozie, a wbrew
wszelkim trzeźwym rozsądkom nie podobna przypuścić, żeby nie czuły książki
okropnej godziny zniszczenia. Czyni się tu jakoś strasznie.
Pójdzie wszystko w perzynę. Ocaleje jeno to, co zdążą naprędce rozgrabić oficerowie
węgierscy, huzarzy, którzy przybyli właśnie i teraz kręcą się po salach, i
rozglądają się wybierając co lepsze. Nam najsurowiej zabroniono ruszyć z tego
cośkolwiek i to u nas każdy rozumie. Ale jeżeli i tak ma się wszystko spalić?
Dlaczego to Węgrzy wynoszą na łączkę przed pałacem staropolskie
rzędy na konie, obrazy, inkrustowane stoliczki? My im tego nie możemy zabronić,
ale czemuż z dobrej woli pozbawiamy się jakiej takiej pamiątki? Wreszcie do
diabła z pamiątkami, ale ileż tu wszędzie rzeczy potrzebnych żołnierzowi. Cóż
my możemy stąd brać – tyle, co wlezie w małe juczki przy siodle. Ale święcie i
ślepo słuchamy zakazu. Bo choć to głupie, ale ma pewne swoje moralne znaczenie.
Niech się pożywią tamci.
Lada chwila linia będzie przerwana. Nas popędza natychmiast za
nieprzyjacielem. Pałac się spali, a jeżeli nie tknie go ani jeden granat, to za
godzinę przyjdą za dywizją węgierską treny. Zacznie się ładowanie na
fury, a do jutra zostaną jeno gołe ściany.
Nasi chłopcy zabrali sobie tylko z tuzin nocnych koszul pani hrabiny, bo
męskiej bielizny nie można było znaleźć. Bardzo piękne, tylko za cienkie, a
spod ułanki i z rękawów zanadto wyglądają koronki.
No cóż, Węgrzy tu szczególnie nie
narozrabiali. Gdyby nie dyscyplina wojskowa i wiara w moralną siłę oddziału sam
bohater chętnie dołączyłby do szabru. Ale ja widać to Węgrzy a nie Polacy. Może
nie rozumieją, że tu, na terenie Imperium Rosyjskiego, też żyją Polacy?
Skarga druga
Sławatycze, sierpień 15
Ogromna, bogata wieś Sławatycze – trzy wiorsty marszu między szeregami
okopconych kominów.
Jedziemy, jedziemy i w końcu zrobiło nam się jakoś nieswojo w tych
martwych ruinach. Ustały piosenki, urwały się rozmowy. W cudnym położeniu, nad
krętym, błękitnym Bugiem, w żyznej glebie, wśród wesołych lasów, leżą te
zgliszcza.
Za wsią ogromny tabor wozów – to nasi chłopi. Witajcie, nieszczęśni
bracia! Pytają chciwie jeden przez drugiego:
- A co tam za Wisłą?
- A czy spalony
Świerczków?
- A Czarnolas?
- A Zwoleń?
Jeszcze pełno krów, dobytku, zapasów, poduszek, pierzyn. Jeszcze tęgie
konie w zaprzęgu. Jeszcze w oczach radość, że się wyrwali Moskalom i nadzieja
powrotu.
Daleka, pokręcona wasza droga, mili rodacy! Spotkacie Austriaków –
zabiorą wam resztę słoniny, kaszy i ostatnią bułkę chleba. Spotkacie honwedów,
bezecnych nemtudów, obrobią was z pieniędzy i nie brońcie się nawet, bo was
wystrzelają do nogi. Spieszcie się, poganiajcie mazurskie koniki, pędźcie
taborem przez pustynię. Wjedziecie w linie niemieckie, w etapy armii Woyrscha,
w etapy armii von Gallvitza, zabiorą wam konie, zarżną i zeżrą Niemcy krówki,
które ryczą z tęsknoty za swoją wsią i za miła obórką.
Ostaniecie się w szczerym polu, miedzy spalonymi wsiami. Popłacze,
nawyrzeka się do woli i wreszcie, wezwawszy Boga na wspomożenie, pójdzie na
piechotę, dźwigając mozole resztę chudoby.
Ulży wam ciężaru maruder-włóczęga, żołnierz-dezerter, który nie ma nic do
stracenia. Nakaże rozzuć się z butów i zdjąć ostatnią koszulę. Nie pomogą
zaklęcia, nie pomoże płacz baby ni dziewczęcia. Pocieszy płaczącą zdziczały
obcy żołdak bez czci i wiary gdzieś pod krzyżem przydrożnym i nie uczni cudu
pan Jezus miłosierny, splugawiony przez wojnę, przeszyty kulami, oplątany
drutem telefonicznym…
I cóż my legioniści możemy na to poradzić? Zęby zaciskamy i tyle.
Raz przyzostaliśmy się za szwadronem we trzech wedle miodu. Zgubiliśmy się,
bo Belina poszedł nagle w bok, na przełaj. Gonimy szukamy. Wpadlim przypadkiem
na dwa wozy uchodźców, które właśnie rabowali piechurzy – Niemcy. Wrzeszczą
baby wleczone do lasu.
Pięciu ich było maruderów. Krótkośmy z nimi rozmawiali. Pięciu ich
zostało z rozpłatanymi łbami. Nie strzelaliśmy, żeby innych nie przywabić.
Zostało to między nami w tajemnicy. Myślę, że niejeden szwadron, niejedna
kompania mają u nas podobne tajemnice. Wiem, że przy takiej obronie zginęło
dwóch żołnierzy z piątego pułku. Ale nie mówi się o tym zbyt głośno.
Niemcy w zniszczonej polskiej miejscowości podczas pierwszej wojny światowej
Oczywiście nie tylko Węgrom się tu
dostało, owym nemtudom. Tak w ogóle cały tekst Struga to świetny krajobraz
wojny z nieco innej perspektywy, bardzo krytycznej, rzadkiej dla polskiego pamiętnikarstwa
legionowego. Poetyckie opisy Struga – bardzo zbliżone do pióra Wittlina – to jedno,
a kwestia Węgrów to drugie. Co o tym myślicie? Pewnie Ferenc Molnar w grobie się przewraca gdy słyszy takie oszczerstwa
rzucane na dzielnych Honwedów, mężów i ojców węgierskiego narodu! Podzielcie
się refleksjami a przede wszystkim własnymi źródłami na temat Madziarów.
Na koniec jeden z utworów Karpatii,Regiment maszerował.