49 wpis na blogu

Skoro pojawia się na łamach naszego bloga to zapewne ów
WW musiał mieć coś do czynienia z
Galicją? Nie inaczej – chłop to galicyjski, przywódca ludu i przewodniczący
Polskiej Komisji Likwidacyjnej z jesieni 1918 roku. Wincenty Witos. Jego wspomnienia czytałem przygotowując scenariusz
III etapu projektu Galicyjskie losy. Uczniowie
na tropach przodków. Drugi tom tychże obejmuje ostatnie dni Wielkiej Wojny i
okres II RP.
Chciałem się z wami podzielić kilkoma
urywkami z tego kapitalnego źródła, dotyczącymi chaosu jaki panował na ziemiach
polskich na początku listopada 1918 r.. Tak tego – jakże opiewanego na
szkolnych akademiach – listopada.
Wincenty Witos wraz z grupą
galicyjskich polityków wybiera się na ziemie byłego zaboru rosyjskiego. Jest
początek listopada i Galicja zrzuciła właśnie jarzmo austriackiej „niewoli”.
Czas zorientować się w nastrojach społeczeństwa warszawskiego. Do samochodu
obok Witosa wchodzą Jan Stapiński
(PSL Lewica) oraz Ignacy Daszyński
(PPS-D Galicji i Śląska Cieszyńskiego). Dzięki zabiegom tego ostatniego
posłowie otrzymali samochód wojskowy wraz z mającym zadbać o bezpieczeństwo
pasażerów oficerem. 6 listopada o 4 po południu automobil rusza na północ szosą
warszawską.
![]() |
Ignacy Daszyński i Wincenty Witos w 1920 roku |
Z wyjazdem z Krakowa spóźniliśmy się o cała godzinę dzięki panom
socjalistom, którzy wybierali się jak na drugi świat.
Pierwszy postój wypadł w Słomnikach
gdzie okoliczna ludność rozbrajała ukrywających się po lasach Austriaków. Przed
tymi ostatnimi przestrzegli podróżujących, członkowie miejscowej Polskiej Organizacji
Wojskowej.
Kiedy zbliżyliśmy się do lasów świętokrzyskich patrolujący oddział POW, złożony
z kilku młodych, rosłych i tęgich chłopaków „zameldował” nam, że bardzo znaczne
i uzbrojone oddziały austriackie znajdują się w lesie i że przejazd tamtędy
może być bardzo niebezpieczny. Oni sami obawiają się do lasu zbliżyć, nam więc
radzą nocą tamtędy nie jechać. Trochę nas ta wiadomość zaniepokoiła, lecz
oficer jadący z nami z gęstą miną zawyrokował, że mimo niebezpieczeństwa nie
radzi się zatrzymywać, a tylko dla ostrożności światło w aucie zgasić.
Ilustracja do gry "Przepustka", rys. Cezary Szymański |
Po bardzo krótkiej naradzie postanowiliśmy jechać, jednak światła nie
gasić, obawiając się wypadku z autem, gdyż nikt z jadących nie znał dobrze
drogi. Tak więc zostało. Szofer ruszył pełną parą, a myśmy z niepokojem patrzyli
w ciemny las, wąską smugą reflektora wzdłuż drogi oświetlany. Wnet się
przekonaliśmy, że ostrzegający nas peowiacy mieli rację. Z lasu przywitano nas
strzałami, na szczęście zupełnie nieszkodliwymi. Jadący wszyscy udawali
odważnych, trzymając przez cały czas w ręku rewolwery gotowe do strzału, z
wyjątkiem mnie, bo nie miałem żadnej broni, i pomocnika szofera, Czecha, który
skrył się jak mógł najgłębiej i nie chciał głowy podnieść dopóki nie
wyjechaliśmy zupełnie na otwarte pole.
Witos chyba nie przepadał za Daszyńskim. Przydługie owacje ludu na cześć tego posła socjalistów w Miechowie jeszcze jakoś wytrzymał. Kolejne w Jędrzejowie mocno zirytowały już naszego chłopskiego premiera. Ponownie nie udało się wyjechać następnego dnia z Kielc o ustalonej wcześniej porannej godzinie:
Odjazd się jednak opóźnił o całe dwie godziny, bo „przedstawiciela ludu
pracującego” nie można było obudzić.
Kolejny przystanek na trasie podróży posłów to
Radom – z jakąż sympatią występujący
obecnie w polskich „Internetach”:
Rozejrzałem się po mieście, gdyż po raz pierwszy byłem w Radomiu. Miasto
wywarło na mnie dość nieprzyjemne wrażenie. Poza błotem i w oczy bijącym
niechlujstwem, kipiało ono od czerwonych, socjalistycznych i bundowskich sztandarów,
powywieszanych na prawie każdym domu. Rzecz naturalna, że p. Daszyński był z
tego niezmiernie zadowolony, darząc towarzyszy radomskich bardzo długą rozmową.
W tym samym czasie podróżnych
zaskoczyła plotka o utworzeniu Tymczasowego
Rządu Republiki Ludowej w Lublinie. Informacja ta zbiegł się z wypadkiem
jaki w Kurowie przytrafił się Stapińskiemu. Szlaban nie wiedząc czemu spadł na
głowę tego biednego ludowca. Sytuacja stała się tym dotkliwsza dla polityków,
kiedy ich auto odmówiło posłuszeństwa 10 km przed Lublinem. Zataczającego się
Stapińskiego trzeba było prowadzić, nim udało się namówić wreszcie jakiegoś włościanina
do podwózki wozem. Od strony Lublina płynął
potok uciekinierów, zatrzymani zaś chłopi opowiadali:
Polacy przyszli do miasta i wybrali króla, wywiesili czerwone chorągwie,
ludzi łapią do wojska, bo jakasi wojna ma się zaczynać.
Ciekawe, nieprawdaż?
Ilustracja do gry "Przepustka", rys. Cezary Szymański |
W Lublinie posłowie gorączkowo
chwytali newsy, starali się wybadać nastroje. Witos – mimo obecności (ponoć bez
jego wiedzy) w rządzie lubelskim – postanowił szybko opuścić zrewolucjonizowane
miasto, ów Piotrogród Rzeczypospolitej, i czym prędzej wracać do Krakowa. Droga
powrotna i wypadki z rozbestwionym chłopstwem to temat na drugą część wpisu.
![]() |
Odezwa Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, materiał ze strony http://teatrnn.pl/ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz