Franciszek Józef

Franciszek Józef

piątek, 18 kwietnia 2014

Kurczaczki Wielkiej Wojny

Święta Wielkanocne w historii pierwszej wojny światowej nie zapadły w pamięć historyków tak mocno jak Boże Narodzenie. Nie wiemy nic o jakiś spektakularnych przykładach bratania się oddziałów, tak jak to miało miejsce na froncie zachodnim, a także wschodnim, w wigilijną noc. Interesujące będzie jednak przytoczenie kilku fragmentów wspomnień walczących, poświęconych atmosferze Wielkiej Nocy. 

Pierwszy cytat to wycinki listu anonimowego żołnierza Legionów do równie nieznajomej osoby z 1915 r. opublikowanego w zbiorze Listy żołnierzy w Krakowie w 1916 r.

Chciałbyś wiedzieć, jak spędziliśmy święta Wielkanocne. U nas święta mało się różnią od dni powszednich. Jednakowoż tym razem czuć było w  powietrzu, że święta idą. Były dni śliczne, słoneczne, które szybko usuwały powłokę śniegową i wysuszały błota. Wyszedłem do lasu, gdzie pod szałasami, skleconymi z drągów i gałęzi stały kuchnie i był zastawiony stół rozmaitymi potrawami, ciastami i tortami, które służący w pułku cukiernicy jakoś sporządzili. 
Fotografował ktoś tę scenę święcenia, tyle że się nie udało. Ludzie ze wsi, Rusini, przychodzili także, żeby im poświęcić. 
Naszą kwaterę umajono gałązkami świerkowymi, wyniesiono nasze prycze z izby, a wniesiono stoły, poprzykrywano obrusami, i podano szynki wędzone i wódki, było wino i ciastka czy owoce, słowem w naszych stosunkach święcone. Ale pomyślano, jakie to święta! Tu dom świątecznie ozdobiony w zieleń, na stołach piękne jadło, służący i kucharze krzątają się, a tu z przed proga, gdy popatrzysz przed siebie, płonące miasto! Na dolinie, która się roztacza przed tobą, widać kilka wsi, a pod góra miasteczko, dalej białe szczyty Karpat. Co chwila rozlegają się przeciągłe grzmoty, których echo milknie dopiero gdzieś daleko wśród ciemnych lasów. Miasteczko płonie. Nad miastem ukazują się błyski złowrogie pękających szrapneli albo znów ponad domy wytryska gwałtownie ciemny kłąb dymu z ziemi, od wybuchających granatów.
Parę słów o pożarze, parę mało znaczących refleksji i je się spokojnie, gdy przed oczami jego, gdzieś tam pod górą, ludzie w niemej rozpaczy nie mogą ratować z ognia swego mienia, wśród tuszu ołowianych kul. Człowiek oswaja się z okropnościami. Sumienie się zagłusza paru frazesami pożałowania, żeby to się skończyło...

Przełom marca i kwietnia to kulminacyjny moment bitwy wielkanocnej, która toczyła się w tym okresie w Karpatach, pomiędzy armiami austro-węgierskimi i niemieckimi a rosyjskimi. To właśnie w nocy z 2 na 3 kwietnia, a więc w noc przed Wielkim Piątkiem, miał miejsce legendarny już drapak "Praskich Dzieci". Oczywiście kontrowersje na temat dezercji 28 pułku piechoty, złożonego głównie z Czechów, na stronę rosyjską są bardzo duże. Austro-Węgierska propaganda nie zostawiła na Czechach suchej nitki, a sam pułk rozkazem Najjaśniejszego Pana został rozwiązany. Raporty i wspomnienia świadczą jednak, że pułk toczył krwawe walki w niesprzyjających warunkach atmosferycznych - raczej więc się poddał niż zdezerterował. Nie bez wpływu na to zdarzenia miała mieć obecność w okolicy odcinka 28 pp tzw. Drużyny Czeskiej, a  więc ochotniczej formacji czeskiej u boku armii carskiej. Niefrasobliwość zemściła się jednak na "Praskich Dzieciach". Ponoć jeszcze tego samego dnia zostali oni obrabowani przez Kozaków z Kaukaskiej Dywizji Kawalerii, a kilka dni później widziano grupki dwudziestoósmaków zamiatających ulice Jasła. Więcej informacji na temat można znaleźć w książce Karpacka Wojna Trzech Cesarzy Andrzeja Olejki. Uważajcie jednak, publikacja podobnie jak czyn Czechów, budzi spore kontrowersje.

Przenieśmy się teraz na front zachodni, gdzie o stan niemieckich okopów we Flandrii dbał pionier Józef Iwicki, Polak z Pelplina:

Merkem-Woumen, 4 IV 1915 r.

Dziś pierwsze święto Wielkanocy, także dzień, którego pewnie tak prędko nie zapomnę. Całą bowiem noc przepędziłem w rozmiękczonej glinie rowu obronnego, dwadzieścia metrów od nieprzyjaciela, wśród ulewnego deszczu i nieustającego gradu kul. 

To była noc na pierwsze Święto! Niemało ona się różniła od innych lat. Ale prawda! Jeden starodawny zwyczaj i tu miał miejsce, a mianowicie dyngus wodny. Stało się to tak. Jeden z  pocisków Minenwerferu spadł o jakie 30 metrów przed swym celem, akurat naprzeciw mnie w wodę kanału. Wspaniały, kilkadziesiąt metrów wysoki słup wody uniósł się prosto w górę. Ponieważ wiatr wiał w naszą stronę, zgiął się ów słup u góry prosto na nas i w kilka sekund ogromna masa wody z dość wielką siłą lunęła nas, mocząc nas i nasz aparat telefoniczny aż do ostatniej nitki. Cały rów napełnił się po kostki wodą. Przedtem siedzieliśmy w rozmiękczonej glinie, odtąd już w szczerej wodzie.

Iwicki J., Z myślą o niepodległej. Listy Polaka żołnierza armii niemieckiej z okopów I wojny światowej 1914-1918

A poniżej zestaw wybranych kart świątecznych, jakie wysyłali i otrzymywali żołnierze w latach Wielkiej Wojny. Kartki Austro-Węgierskie uzupełniliśmy o przykłady z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii oraz Belgii. Część z nich można znaleźć na portalu http://www.oldphoto.info/

Wesołych Świąt!
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz