Już nie dla mnie przyjdzie wiosna,
Już nie dla mnie Don rozleje się
I serce zabije dziewczęce
Z uniesieniem już nie dla mnie.
To
fragment jednej z wersji słynnej kozackiej pieśni Nie dla mnie czyli Не для меня. Pieśń ta, powstała na
podstawie XIX wiecznego wiersza, opowiada o przeczuciu nieubłaganej śmierci.
Bardzo to kozackie. Tak bardzo, że nie tylko warto posłuchać pełnego wykonania ale i przeczytać o polskich refleksjach na temat Kozaków.
Chociaż
odtwarzam sylwetkę żołnierza austrowęgierskiego 13 pułku
piechoty, w dodatku sto lat temu złożonego
głównie z Polaków, pochodzę z historycznej Galicji i mam na koncie grę karcianą
o Powstaniu Styczniowym, to jednak nie umiem wyzbyć się sympatii do Imperium Rosyjskiego,
a ściśle mówiąc jego kultury i folkloru. A z folklorem tym związani są nieodłącznie
Kozacy. Inni ci Kozacy, niż ci, których gromił nasz książę Wiśniowiecki czy
hetman Koniecpolski.
Polakom jednakże Kozacy najczęściej kojarzą się z barbarzyńską siłą emanującą grozą. Kozacy – ślepe narzędzia ciemiężyciela cara – zawsze wplątywali się w historie Polaków w roli katów. W 1813 pod Lipskiem przerażeni Francuzi wzięli wycofującego się księcia Józefa Poniatowskiego z obstawą w mundurach krakusów właśnie za Kozaków. Łup, most wysadzili i biedny Pepi musiał ratować się wpław. Wszyscy wiemy, że nie wyszło mu to na zdrowie. Choć to nie kozacka szaszka dosięgła naszego wodza, to jednak już wtedy fatum mołojców zaważył na losach Księstwa Warszawskiego. Potem lata sześćdziesiąte – manifestacje patriotyczne w roku 1861 i sotnie kozackie wyłapujące miatieżników w 1863 i 1864 roku. Sotnie kozackie brały udział w większości potyczek Powstania Styczniowego. Potem noc popowstaniowa i Kozacy pełniący role policjantów. Wreszcie wiosna 1905 roku i powstanie łódzkie. Znów robotnicze wiece rozpędzają kozackie nahajki i kopyta ich wierzchowców. Aż wreszcie wybucha pierwsza wojna światowa i zagony kozackie ruszają w głąb Galicji. Niczym czterej jeźdźcy apokalipsy zapowiadają katastrofę. Wysunięci przed linie posuwających się wojsk carskich, Kozacy nie tylko rozpoznają teren ale i sieją postrach na tyłach armii austrowęgierskiej. Rabują mienie i niszczą morale. Dla cywilów Kozacy są jak najgorsza egipska plaga szarańczy.
Polakom jednakże Kozacy najczęściej kojarzą się z barbarzyńską siłą emanującą grozą. Kozacy – ślepe narzędzia ciemiężyciela cara – zawsze wplątywali się w historie Polaków w roli katów. W 1813 pod Lipskiem przerażeni Francuzi wzięli wycofującego się księcia Józefa Poniatowskiego z obstawą w mundurach krakusów właśnie za Kozaków. Łup, most wysadzili i biedny Pepi musiał ratować się wpław. Wszyscy wiemy, że nie wyszło mu to na zdrowie. Choć to nie kozacka szaszka dosięgła naszego wodza, to jednak już wtedy fatum mołojców zaważył na losach Księstwa Warszawskiego. Potem lata sześćdziesiąte – manifestacje patriotyczne w roku 1861 i sotnie kozackie wyłapujące miatieżników w 1863 i 1864 roku. Sotnie kozackie brały udział w większości potyczek Powstania Styczniowego. Potem noc popowstaniowa i Kozacy pełniący role policjantów. Wreszcie wiosna 1905 roku i powstanie łódzkie. Znów robotnicze wiece rozpędzają kozackie nahajki i kopyta ich wierzchowców. Aż wreszcie wybucha pierwsza wojna światowa i zagony kozackie ruszają w głąb Galicji. Niczym czterej jeźdźcy apokalipsy zapowiadają katastrofę. Wysunięci przed linie posuwających się wojsk carskich, Kozacy nie tylko rozpoznają teren ale i sieją postrach na tyłach armii austrowęgierskiej. Rabują mienie i niszczą morale. Dla cywilów Kozacy są jak najgorsza egipska plaga szarańczy.
Kilka
ciekawych opisów zachowania Kozaków w Galicji pod koniec 1914 r. znajdziemy w
prasie podhalańskiej, której fragmenty opublikował dr Robert Kowalski w
artykule Kozacy w Ochotnicy, Tylmanowej i Krościenku w świetle „Gazety
Podhalańskiej”. Dla przykładu relacja z Ochotnicy Dolnej, gdzie grupka Kozaków
sterroryzowała miejscową plebanię: oficer grający role wielkiego pana trzymał
niemal w areszcie domowym księdza. Groził mu pistoletem i nie bez oporów
oddawał klucze do kościoła. Oddział Kozaków „26 godzin przebywał na plebani,
ale smród znacznie dłużej pozostał… - trzeba było myć, prać wszystko i wietrzyć
gruntownie, by pozostałości nie truły powietrza.”
Z drugiej strony Ferenc Molnar zostawił świadectwo wzorowego i pełnego rycerskości zachowania dowódcy 10 Dywizji Kawalerii, złożónej z Kozaków, hrabiego Kellera. Nie tylko chłostał i trzymał w ryzach swoich mołojców ale sam za wszystko płacił w zdobytych podhalańskich miasteczkach. Na banknotach zostawił nawet swój autograf na pamiątkę nawiązanej znajomości z miejscowym sklepikarzem.
Z drugiej strony Ferenc Molnar zostawił świadectwo wzorowego i pełnego rycerskości zachowania dowódcy 10 Dywizji Kawalerii, złożónej z Kozaków, hrabiego Kellera. Nie tylko chłostał i trzymał w ryzach swoich mołojców ale sam za wszystko płacił w zdobytych podhalańskich miasteczkach. Na banknotach zostawił nawet swój autograf na pamiątkę nawiązanej znajomości z miejscowym sklepikarzem.
Sotnia Kozaków |
Tymczasem
na Kozaków nieco innym okiem spogląda znana polska powieściopisarka. Kobieta ta,
której książki tak wiernie odtwarzają dawno minione epoki – zarówno Średniowiecza
jak i sarmackiej Rzeczypospolitej - to Zofia
Kossak-Szczucka (o jej kuzynkach pisaliśmy miesiąc temu we wpisie Kraków oczami Kossaków). Na początku lat
dwudziestych napisała wyjątkowe dzieło, będące świadectwem jej wołyńskich przeżyć
z lat 1917-1920. Kossak-Szczucka niezwykle barwnie opisuje rewolucje
bolszewicką. Stopniowy rozkład armii, narastający upadek moralności chłopstwa,
budzenie się narodowych waśni i heroiczne walki polskich partyzantów z ociekającą
brudem tłuszczą ruskich zwyrodnialców. Zofieńka nie przebiera w słowach. Nie
sili się też na jakąkolwiek poprawność polityczną, nie żałuje chłopów, którym
mąż wraz ze służbą palili z browningów prosto w głowy, gdy ci nie pozwalali
przejechać burżujom do ich własnego
dworu. I właśnie wśród stron Pożogi, można trafić na refleksje na
temat rosyjskich Kozaków pisanych Polską ręką w ogniu rewolucyjnych walk.
Zofia Kossak-Szczucka, Pożoga |
W końcu lipca i w sierpniu [ 1917 roku] napady
i rabunki dokonywane w okolicy przez dezerterów tak wzrosły, że dla ochrony
Stefan [mąż Zofii Kossak-Szczuckiej] wystarał się o sześciu Kozaków dońskich ze
stojącego nieopodal pułku, którzy zamieszkali w Nowosielicy jako straż. Morowe
to były chłopy i do dzisiaj wspominam ich z prawdziwą sympatią. Niechaj to, co
piszę, nie dziwi nikogo. Ogół naszego społeczeństwa polskiego nie zna zupełnie
Kozaków i odnosi się do nich z niesłusznym a niesłychanie mocnym uprzedzeniem.
Raz na zawsze zostało przyjęte uznawać słowo „Kozak” za synonim złodzieja,
łotra i tchórza. Pogląd ten wytworzył się na skutek nienormalnego położenia, w
jakim nas postawiły dzieje: Kozak był naszym katem, patrzyliśmy więc nań z cała
nienawiścią ofiary względem kata; on ze swej strony miał dla nas pogardę i brutalność,
właściwe każdej naturze pierwotnej w stosunku do zwyciężonego i słabszego.
W ten sposób rozpatrywani, Kozacy
– jako indywidualności psychiczne – przedstawiają cechy natur rdzennie
zdrowych. Jest to rasa mająca większą przyszłość niż właściwi Rosjanie, zżarci
nieuleczalnym nihilizmem, i kto wie, czy nie w Kozaczyźnie tkwi odrodzenie i przyszłość
narodu rosyjskiego. Wymownym poparciem tego, co piszę, jest fakt, że Kozacy
oparli się bolszewikowi, solidarnie, odruchowo stając przeciw niemu. Psychika
kozacka jest typową psychiką wojownika-łupieżcy, dla którego ogół ludzi dzieli
się na dwie tylko kategorie: ci, z
którymi się bije i których własność uważa za należną sobie zdobycz – i ci,
za których się bije.
Kozak jest w swoim pojęciu uczciwy,
to znaczy nigdy nie kradnie nic u tego, kogo broni lub u kogo służy. Jest
wierny, i wypadki zdrady kozackiej należą do rzadkich wyjątków. Ludzie, którzy
lata całe spędzili wśród Kozaków orenburskich, kubańskich lub dońskich, nie
mają dość słów uznania dla ich gościnności i prawości.
Kozak w głębi duszy jest
człowiekiem dobrym. Osławione okrucieństwa kozackie rząd carski wytwarzał
umiejętną sztuką. Przyszli żołnierze kozaccy byli tresowani, jak złe psy.
Rozbudzano w nich dzikość i odporność na ból cudzy, katując ich samych od
małego dziecka.
I
tak dalej, i tak dalej. Szczucka chwali Kozaków, którzy strzegli jej majątku.
Przytacza nawet zabawną anegdotkę, jak odjeżdżający Kozacy błagali małżeństwo
by oddało im ich rocznego synka. Dorośli Kozacy zakochali się w uroczym
bobasie. Obiecywali Szczuckim, że po wojnie uczynią z tego małego Polaczka
prawdziwego kozackiego księcia.
Potem
przez rodzinny majątek przewinęła się kozacka dywizja gwardyjska – również stosunkowo
ciepło wspominana (kulturalni oficerowie). Jednak po nich do Nowosielicy
przyjechała dywizja innych Kozaków – tym razem zabajkalskich, którzy z Dońcami
wspólną mieli tylko nazwę. Pospolitych i nieopisanie brzydkich Mongołów Zofia
wspominała już nieco mniej tkliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz