Wracamy do wspomnień Ferenca
Molnara, który na bieżąco relacjonował wojnę w Galicji dla czołowych
węgierskich dzienników. Tym razem chciałem zaprezentować sylwetkę węgierskiego huzara-watażki,
który na czele kombinowanego oddziału dokonywał wyczynów na miarę Kmicica.
Przed wami Elmer Farkas von Also-Takachy:
„Poprzednio rotmistrz w 14 pułku
huzarów, obecnie [sierpień 1915 r.] komendant specjalnego oddziału konnego
korpusu [niemieckiego Korpusu Hofmanna, wspierającego armię c.k.], zwanego
Detachment Farkas. Dowodzi tyloma jeźdźcami, ilu ma pułkownik w czasie pokoju,
dlatego jego ludzie nazywają go panem pułkownikiem-rotmistrzem. Ma u siebie
huzarów, ułanów, dragonów, ukraińskich ochotników konnych. Jest to oddział waleczny,
na wszystko zdecydowany.
(…)
Rotmistrz zdobył sławę w Galicji.
Pewnego razu natarł na niego sierżant Kozaków, zamierzając dźgnąć go piką.
Farkas złapał pikę pod pachę, a pistoletem roztrzaskał głowę Kozakowi. Pikę
podarował następcy tronu [Karolowi Habsburgowi].
Innym razem, gdzieś w rosyjskiej
Polsce osłaniał ze swoimi huzarami artylerię. W pobliżu uderzył ciężki rosyjski
granat, rozpruwając ziemię, z której wyłonił się drut telefoniczny. Zobaczywszy
to, Farkas złapał drut i poszedł jego śladem, a huzarom nakazał kopać. Drut
zaprowadził rotmistrza do pewnego folwarku. W folwarku znajdowała się studnia z
żurawiem, do której co chwila podchodził rosyjski chłop, wyciągał wiadro z wodą
i krzyczał coś w dół. Złapali chłopa, który okazał się przebranym rosyjskim
żołnierzem. Wówczas Farkas wraz z sierżantem i trzema innymi huzarami opuścili
się w głąb studni. Metr powyżej lustra znajdował się kamienny gzyms, a nad nim
otwór, będący wylotem ciasnego i ciemnego tunelu. Wówczas zrozumieli wszystko.
Ruszyli tunelem, który zaprowadził ich do pomieszczenia telefonicznego, gdzie
przy najnowocześniejszej polowej centrali telefonicznej siedziało przy świecach
trzech żołnierzy rosyjskich. Stąd kierowali ogniem rosyjskiej artylerii, w
zależności od tego, co wykrzykiwano im z góry studni. Farkas odrzucił swój
pistolet, bo jeden z Rosjan ruszył na niego z nożem. Rotmistrz schwycił go,
łamiąc mu rękę, bo jest mistrzem judo i nawet żołnierzy uczy tego japońskiego
sportu. Huzarzy zabili dwóch Rosjan, a ten ze złamaną ręką pozostał przy życiu
i wyznał, że owo pomieszczenie jest stacją sygnalizacyjną, a oni patrolem
sygnalizacyjnym. Oddał im tak zwaną książkę kodową. Farkas wyszedł ze studni i
posługując się książką zaczął działać na własną rękę. Co wieczór wyruszał ze
swoimi huzarami polować na znaki świetlne i tam, gdzie nocą świeciły lampy,
łapali i zabijali patrol sygnalizacyjny. Część z nich działała w chłopskim
przebraniu w Rosji za naszymi liniami. Farkas łapał ich w folwarkach, w
wiatrakach, bagnach, na czubkach drzew.”
Oto co zobaczyli huzarzy Farkasa na końcu tunelu |
Tak więc mamy do czynienia z węgierskim
Rambo, ewentualnie Wiedźminem biorąc pod uwagę bagna i zawsze demonizowanych
Rosjan. Kolejna historia o Farkasie – swoją drogą bardziej przypomina
jednak Wołodyjowskiego, gdyż był ponoć wyjątkowo niski i drobny – jest jeszcze
bardziej epicka.
Okolice Bożego Narodzenia 1914 r.
w karpackiej wsi Fulopfalva. Rotmistrz ma do dyspozycji kilkuset jeźdźców, z którymi opiera się
dużemu oddziałowi Rosjan, w tym Kozakom. W końcu po trzech dniach obrony,
decyduje się odesłać wszystkich żołnierzy do tyłu, a sam z sierżantem
ubezpieczać ich odwrót. Za ich plecami rozciągają się góry i przełęcze, które w
zimie można sforsować tylko wtedy, gdy nie jest się uwikłanym w walkę.
Tak więc z sierżantem…
„Kładą się we dwóch za skałą,
Farkas wyjmuje manlicher z lunetą: <kocham konie, ale wolałbym 3 sprzedać,
niż ten jeden karabin> i wtedy sierżant dostaje postrzał w udo. Farkas
mógłby się wycofać, ale nie chce opuścić rannego kolegi. O dziesiątej rano
rzadką tyraliera zaczynają podchodzić pod górę Rosjanie. O dziesiątej Farkas
zastrzelił pierwszego, o szóstej wieczorem – sześćdziesiątego siódmego – sam ranny
po szyje w śniegu, o głodzie i chłodzie, jeden jedyny powstrzymał duży oddział
rosyjski. O szóstej jest już ciemno, więc odchodzi, a potem wraca sankami i
zabiera sierżanta.”
![]() |
Pocztówka austro-wegierskiego Czerwonego Krzyża, przedstawiająca samotną walkę węgierskiego huzara. |
Ech… gdyby to zekranizować…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz