Franciszek Józef

Franciszek Józef

środa, 6 listopada 2013

Magyar Rambo



Wracamy do wspomnień Ferenca Molnara, który na bieżąco relacjonował wojnę w Galicji dla czołowych węgierskich dzienników. Tym razem chciałem zaprezentować sylwetkę węgierskiego huzara-watażki, który na czele kombinowanego oddziału dokonywał wyczynów na miarę Kmicica. Przed wami Elmer Farkas von Also-Takachy:

„Poprzednio rotmistrz w 14 pułku huzarów, obecnie [sierpień 1915 r.] komendant specjalnego oddziału konnego korpusu [niemieckiego Korpusu Hofmanna, wspierającego armię c.k.], zwanego Detachment Farkas. Dowodzi tyloma jeźdźcami, ilu ma pułkownik w czasie pokoju, dlatego jego ludzie nazywają go panem pułkownikiem-rotmistrzem. Ma u siebie huzarów, ułanów, dragonów, ukraińskich ochotników konnych. Jest to oddział waleczny, na wszystko zdecydowany.
(…)
Rotmistrz zdobył sławę w Galicji. Pewnego razu natarł na niego sierżant Kozaków, zamierzając dźgnąć go piką. Farkas złapał pikę pod pachę, a pistoletem roztrzaskał głowę Kozakowi. Pikę podarował następcy tronu [Karolowi Habsburgowi].

Innym razem, gdzieś w rosyjskiej Polsce osłaniał ze swoimi huzarami artylerię. W pobliżu uderzył ciężki rosyjski granat, rozpruwając ziemię, z której wyłonił się drut telefoniczny. Zobaczywszy to, Farkas złapał drut i poszedł jego śladem, a huzarom nakazał kopać. Drut zaprowadził rotmistrza do pewnego folwarku. W folwarku znajdowała się studnia z żurawiem, do której co chwila podchodził rosyjski chłop, wyciągał wiadro z wodą i krzyczał coś w dół. Złapali chłopa, który okazał się przebranym rosyjskim żołnierzem. Wówczas Farkas wraz z sierżantem i trzema innymi huzarami opuścili się w głąb studni. Metr powyżej lustra znajdował się kamienny gzyms, a nad nim otwór, będący wylotem ciasnego i ciemnego tunelu. Wówczas zrozumieli wszystko. Ruszyli tunelem, który zaprowadził ich do pomieszczenia telefonicznego, gdzie przy najnowocześniejszej polowej centrali telefonicznej siedziało przy świecach trzech żołnierzy rosyjskich. Stąd kierowali ogniem rosyjskiej artylerii, w zależności od tego, co wykrzykiwano im z góry studni. Farkas odrzucił swój pistolet, bo jeden z Rosjan ruszył na niego z nożem. Rotmistrz schwycił go, łamiąc mu rękę, bo jest mistrzem judo i nawet żołnierzy uczy tego japońskiego sportu. Huzarzy zabili dwóch Rosjan, a ten ze złamaną ręką pozostał przy życiu i wyznał, że owo pomieszczenie jest stacją sygnalizacyjną, a oni patrolem sygnalizacyjnym. Oddał im tak zwaną książkę kodową. Farkas wyszedł ze studni i posługując się książką zaczął działać na własną rękę. Co wieczór wyruszał ze swoimi huzarami polować na znaki świetlne i tam, gdzie nocą świeciły lampy, łapali i zabijali patrol sygnalizacyjny. Część z nich działała w chłopskim przebraniu w Rosji za naszymi liniami. Farkas łapał ich w folwarkach, w wiatrakach, bagnach, na czubkach drzew.”

Oto co zobaczyli huzarzy Farkasa na końcu tunelu

Tak więc mamy do czynienia z węgierskim Rambo, ewentualnie Wiedźminem biorąc pod uwagę bagna i zawsze demonizowanych Rosjan. Kolejna historia o Farkasie – swoją drogą bardziej przypomina jednak Wołodyjowskiego, gdyż był ponoć wyjątkowo niski i drobny – jest jeszcze bardziej epicka. 

Okolice Bożego Narodzenia 1914 r. w karpackiej wsi Fulopfalva. Rotmistrz ma do dyspozycji kilkuset jeźdźców, z którymi opiera się dużemu oddziałowi Rosjan, w tym Kozakom. W końcu po trzech dniach obrony, decyduje się odesłać wszystkich żołnierzy do tyłu, a sam z sierżantem ubezpieczać ich odwrót. Za ich plecami rozciągają się góry i przełęcze, które w zimie można sforsować tylko wtedy, gdy nie jest się uwikłanym w walkę. Tak więc z sierżantem…

„Kładą się we dwóch za skałą, Farkas wyjmuje manlicher z lunetą: <kocham konie, ale wolałbym 3 sprzedać, niż ten jeden karabin> i wtedy sierżant dostaje postrzał w udo. Farkas mógłby się wycofać, ale nie chce opuścić rannego kolegi. O dziesiątej rano rzadką tyraliera zaczynają podchodzić pod górę Rosjanie. O dziesiątej Farkas zastrzelił pierwszego, o szóstej wieczorem – sześćdziesiątego siódmego – sam ranny po szyje w śniegu, o głodzie i chłodzie, jeden jedyny powstrzymał duży oddział rosyjski. O szóstej jest już ciemno, więc odchodzi, a potem wraca sankami i zabiera sierżanta.”

Pocztówka austro-wegierskiego Czerwonego Krzyża, przedstawiająca samotną walkę węgierskiego huzara.


Ech… gdyby to zekranizować…!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz