Franciszek Józef

Franciszek Józef

czwartek, 21 listopada 2013

Niedoszły samobójca



Maj roku 1915

Na wojnę trafia 20 letni Stefan Kapusta, który już przedstawił nam się w poprzednim wpisie, jako człowiek pracowity i uczciwy. Wcielony do 8 kompanii II batalionu 13 pułku piechoty dociera koleją na front karpacki w okolice Zielonej, gdzie walczą również polscy Legioniści. Poborowi z podkrakowskich wsi czekają na swój chrzest ogniowy, który jest jednak poprzedzony utyskiwaniami na fatalne zaopatrzenie:

„Tu zaczął dokuczać głód, brak chleba, dawali po garści okruchów na dobę na żołnierza i to spleśniałych, prawie że proch nie chleb, brak tytoniu, po 1 papierosie na dzień, menaż sama woda, gdzieś tam pływał w zupie jakiś ziemniak i jakaś cząsteczka mięsa rozgotowana, to ci co wydawali zawsze zasięgali chochlą głębiej dla swego znajomego starego żołnierza lub podoficera, a nowo przydzielony do kompanii dostał wody, no i 1 litra kawy na cały dzień, to było wszystko.”

Tymczasem wojna staje się dla młodego Stefana nie tylko uciążliwa i męcząca, ale i straszna. Już w pierwszych dniach służby przeżywa poważne rozterki. Na szczęście opatrzność czuwała.

„Dnia 31 maja po południu byłem w pierwszym natarciu na pozycje Rosjan na górę, która zajmowali, a  która zalesiona grubymi drzewami szpilkowymi. Od nieprzyjaciela dostaliśmy silny ogień karabinowy i artylerii. Słyszałem pierwszy raz świst kul i wybuchy granatów oraz szrapneli co mię nabawiło strachu.

Obok mnie w linii tyralierskiej był kolega Krasny ze Skotnik, który powstał i wychylił się za drzewa pokazując mi, że tam na przodzie widać ruskich żołnierzy bym się popatrzył. Ja mu odpowiedział, że mam czas ich jeszcze widzieć, a tu jest niebezpiecznie. Wte razy nadleciała kula karabinowa trafiając Krasnego w samo czoło, ten padł twarzą na ziemię, brocząc krwią z rany od kuli oraz z nosa i ust, przy tym charkając skończył życie. 

Na pozycji


Teraz zobaczyłem jak wygląda wojna. Po niedługiej chwili przyszedł rozkaz do odwrotu na wyjściowe pozycje. Tu nadal ta sama służba w lini i te same warunki bytowania, a to natarcie nieudane i strata kilku ludzi w rannych i zabitych jeszcze bardziej na mnie podziałało. Zrodził się we mnie bunt by tak nie cierpieć i straciłem chęć do życia, pomimo że taki piękny świat, diabeł zaczął mnie kusić by sobie życie odebrać gdy będę stał na posterunku ubezpieczeniowym przed linią frontową. Przygotowałem sobie specjalną kulę oczyszczoną do karabinu i kawałek drewna (patyka) do ściągnięcia noga spustu u karabinu w czasie strzału sobie pod brodę.

Udając się z tym zamiarem na posterunek przed linię jednak w czasie 2 godzin służby zamiaru swego nie wykonałem. Odbywała się we mnie walka duchowa, że na następnej służbie to zrobię, jednak przytem nie poprzestawałem się modlić.

Udając się w następnym razie na posterunek przed linię nastąpiło we mnie przełamanie walki między złym zamiarem, a dobrymi myślami. Przyszły myśli inne do głowy, że tu są na wojnie ojcowie dzieci i starsi odemnie, lecz tak głupio nie myślą, przyszła mi na myśl moja rodzina, moja matka, która mnie kocha i religijnie mnie wychowała, sięgnąłem po bluzę po szkaplerz Matki Boskiej noszony na sobie, po koronkę do Matki Boskiej Szkaplerznej i Niepokalanego Poczęcia otrzymane z rąk mej matki, która to koronkę jedne i drugą mam dotychczas jak świętość największą, ucałowałem to, rozżaliłem się na sobą i westchnąłem sobie: Matko Najświętsza oddal te myśli i pokusy ode mnie, przecież ja jestem Twój. Pokusa pozbawienia się życia ustąpiła odemnie. Kulę i patyk przygotowane do złego zamiaru odrzuciłem  krzaki od siebie.”

Modlący się austriaccy żołnierze


Dzięki temu jeszcze nieraz będziemy mieli okazję oddać głos bohaterowi z Wołowic, i posłuchać historii o "Krakowskich Dzieciach".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz